niedziela, 13 października 2013

Rozdział 4

Michelle niepewnie wędrowała między tłumami uczniów, aż w końcu trafiła na pierwsze piętro budynku do sali konferencyjnej. 
– Przepraszam… – zagadnęła jakiegoś chłopaka w okularach, który dziwnie się w nią wpatrywał. – Jesteś może z klasy pierwszej D? Profil litera…
– Tak! – chłopak wykrzyknął i kilka osób spojrzało na niego zdziwionych. Zarumienił się i zagaił:  – Nazywam się Miquel Rebleux.
Dziewczyna uśmiechnęła się czarująco i melodyjnym głosem niemal wyśpiewała swoje imię i nazwisko:
– Michelle Castain.
Więc tak się nazywa. Tak się nazywa dziewczyna z mojego snu. – pomyślał Miquel i z ochotą przyjął propozycję Michelle, aby usiadł obok niej. Tak też zrobił.
Cały czas ukradkiem spoglądał na dziewczynę, wyraźnie podekscytowaną, ale i przestraszoną. Nie zauważała jego spojrzeń. Gigantycznymi niebieskimi oczami wpatrywała się przed siebie, nogę założyła na nogę, tak, że klasyczna czarna sukienka podciągnęła się do połowy uda, odsłaniając większy fragment zgrabnych nóg. 
Usta Michelle były lekko rozchylone, jakby zaraz miała coś powiedzieć… albo zaśpiewać… kilka czarnych, niesfornych kosmyków wymknęło się z niestarannie ułożonego koka… Białe perełki podkreślały ładnie zarysowane obojczyki, a niżej były…
– Miquel! Dobrze się czujesz? – Michelle była zdezorientowana. Czy ten chłopak naprawdę był taki głupi, że myślał, że nie zauważyła tego, że gapi się na nią od mniej więcej pięciu minut? Obciągnęła sukienkę i zaśmiała się pod nosem. Nie przypuszczała, że może tak interesować chłopaków. Uczucie, gdy Miquel wpatrywał się w nią zauroczony było bardzo przyjemne, ale kiedy zauważyła, że pożera wzrokiem jej piersi dosyć mocno opięte czarnym materiałem, stwierdziła, że nie ma tak dobrze.
Chłopak spiekł raka i zaczął intensywnie wpatrywać się w swoje buty.
Tym razem to Michelle spojrzała na niego. Kilka sekund wystarczyło jej aby zauważyć, że szkła okularów w grubych, czarnych oprawkach są nieskazitelnie czyste, buty świeżo wypastowane, a ciemnoblond włosy idealnie ułożone. Wydało jej się to nieludzkie, ale musiała przyznać, że chłopak był całkiem przystojny i miał bardzo ładne usta. 
Nie oznaczało to, że zapomniała o incydencie sprzed minuty.
I ogólnie chłopak nie wydawał się zbytnio przebojowy…
Rozmyślania dziewczyny przerwał głos mężczyzny, który właśnie wszedł na scenę.
– Dyrektor? – szeptem spytała Miquela, a ten potwierdził.
Mężczyzna rozpoczął przemówienie od przedstawienia się. Później wszyscy obecni w pomieszczeniu stanęli na baczność. Rozbrzmiał hymn Francji.
Po jego zakończeniu wszyscy z powrotem usiedli i dyrektor zaczął przemawiać. Mówił o tym, że na pewno ten rok będzie bardzo owocny, uczniowie odniosą dużo sukcesów i będzie panowała miła, przyjazna atmosfera…
Bla, bla, bla. Michelle wyłączyła się po dwóch minutach. 
Ale spowodowało to, że nie usłyszała do której sali ma iść. A Miquel od razu po zakończeniu wstał i poszedł. Dupek – pomyślała Michelle.
Kogo można by się spytać?
Nie chciała iść do żadnego nauczyciela – nagrabiłaby sobie jeszcze przed rozpoczęciem nauki tym, że nie słuchała nudnego przemówienia dyrektora.
Zauważyła za to grupkę interesująco wyglądających chłopaków wychodzących z pomieszczenia. Dobiegła do nich i z czarującym uśmiechem spytała, czy nie wiedzą, gdzie ma kontynuację klasa pierwsza D. Chłopak wyglądający niemal identycznie jak młody Axl Rose rzucił Michelle uroczy uśmiech, który sprawił, że nogi się pod nią ugięły i wskazał właściwą salę.
Pobiegła tam i usiadła na jedynym wolnym miejscu obok jakiejś dziewczyny z niesamowitymi, długimi i gęstymi włosami oraz czerwonymi okularami.
Ta powitała ją serdecznym uśmiechem. Michelle przedstawiła się jej i spytała, jak się nazywa.
– Isie Voire, miło mi. – dziewczyna poprawiła okulary i włączyła długopis. 
Nagle wszystko ucichło, bo na środek pomieszczenia wyszła młoda uśmiechnięta kobieta.
– Witajcie, nazywam się Florence Christie. W tym roku zaczynam w tej szkole pracę jako nauczycielka francuskiego. Będę waszą wychowawczynią. Myślę, że pierwszy francuski sobie odpuścimy i nawzajem poznamy, ale teraz chciałabym wam podać plan lekcji.
Wszyscy w skupieniu przepisali plan z tablicy i zaczęli się zbierać. Nauczycielka wyszła z pomieszczenia, a Michelle wpadła na pomysł. 
– Ej, ludzie, co wy na to, żeby gdzieś razem iść i się zintegrować? – krzyknęła. Parę osób spojrzało na nią jak na wariatkę, wzruszyło ramionami i wyszło z klasy, ale zdecydowana większość zebrała się w grupkę i zaczęła rzucać propozycje, gdzie można by iść.
***
Isabelle Nuit w pierwszym momencie, gdy znów zobaczyła tę dziewczynę, miała ochotę wyjść z klasy. Ale stchórzyłaby. Obiecała sobie przecież, że będzie odważniejsza. Pójdzie na to głupie spotkanie z klasą, zawrze znajomości, a ta dziewczyna nie gryzie. Chyba.
Teraz siedziała w jakimś parku i żałowała, że w ogóle z nimi poszła. Widać było, że wszyscy się świetnie ze sobą bawią. Isę bardzo irytowały śmiechy tych ludzi. Siedziała naburmuszona i z nikim nie gadała. W sumie jej to nie przeszkadzało, chociaż szkoda, że jej nowa koleżanka z ławki, Zoey Courant, nie poszła. Miałaby chociaż jedną osobę do towarzystwa.
Nagle Isabelle podskoczyła jak oparzona. Ktoś dotknął jej ramienia.
-Jezusie, przecież nie gryzę! Nazywam się Michelle Castain i stwierdziłam, że do ciebie podbiję, bo głupio, żebyś siedziała tak sama…
1, 2, 3… Głupio, żebyś siedziała tak sama? Grr… nie potrzebuję twojej litości! – miała ochotę krzyknąć Isabelle, ale wysiliła się na uśmiech. Przedstawiła się a Michelle wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
Głupia, głupia, a jak się szczerzy… ja pieprzę! Nie wytrzymam… - sama nie wiedziała, dlaczego tak źle myśli o Bogu ducha winnej Michelle.
Zaczęły luźną rozmowę i po chwili Isabelle miała już dość tego, że Michelle jest tak bardzo utalentowana. Mówiła o swoich pasjach muzycznych, aktorskich, sportowych, literackich z takim uczuciem, że Isa poczuła, że płatki śniadaniowe podjeżdżają jej do gardła.
W tym samym czasie Michelle zastanawiała się, o co chodzi tej całej Isabelle. Zachowuje się… beznadziejnie. Jest strasznie sztywna.
Konwersacja się urwała.
Michelle wzruszyła ramionami, wstała i podeszła do Carmen Papillon, która wydała jej się najsympatyczniejsza ze wszystkich. 
Czuła, że w tej uroczej blondynce może sobie znaleźć przyjaciółkę. Do gustu przypadła jej również Lucille Lacroix, skrzypaczka, mająca burzę płomiennorudych loków na głowie.
Czuła, że pokocha całą klasę.
Czuła, że nareszcie znalazła swoje miejsce na ziemi i ludzi, którzy będą prawdziwymi przyjaciółmi.
Z zamyślenia wyrwała ją propozycja Dalie Dimabelle, która zaproponowała, żeby wszyscy poszli do rewelacyjnej pizzerii na rogu. Pomysł został przyjęty bardzo przychylnie i po chwili grupa roześmianych uczniów w podskokach ruszyła do lokalu śpiewając jakąś piosenkę.
Żałosne – pomyślała Isabelle, wlokąc się pięć metrów za ostatnią osobą. – Wstyd nam przynoszą. Ale ludzie się gapią... Chryste, błagam, weź mnie stąd…
Okazało się, że długo w pizzerii nie posiedzieli, bo obsługa po pół godzinie nie wytrzymała i wyrzuciła ich za zbyt głośne zachowanie.
Nie ubolewali jednak nad tym faktem i wybrali się do najbliższego centrum handlowego i zrobili sobie zdjęcia na parkingu.
Gdy się żegnali, Michelle czuła, jakby żegnała się nie z osobami poznanymi tego dnia, ale z osobami, które znała co najmniej dziesięć lat.
Była szczęśliwa.