Ten rozdział dedykuję Dominice za piękny rysunek, Zuzi za wsparcie, Ani za miłe słowo, Murzynkowi za to, co dla mnie robi i jak mnie pociesza, a Heli za to... że mnie kopie w dupę (z wzajemnością! :P)... Dziękuję Wam <3 !!!
Btw, chciałam przeprosić za długą nieobecność. Wybaczcie, nie mam czasu praktycznie na nic.
Michelle była
zrozpaczona. Chodziła po tej głupiej szkole od jakiegoś kwadransa
i wciąż nie potrafiła trafić do tej głupiej sali!
Muzyka... Muzyka... Nie
mogła spóźnić się na pierwszą lekcję - i to swoją ulubioną!
- Hej! - rzuciła się do
chłopaka, którego zapamiętała z wczorajszego rozpoczęcia roku.
Miał przy sobie gitarę i był bardzo przystojny. Była pewna, że
jest z jej klasy. - Przepraszam, czy możesz mi...
- Och... widzę, że ktoś
się zgubił – chłopak wyszczerzył zęby w zniewalającym
uśmiechu, który kompletnie zbił Michelle z tropu. - Może nawrócić
cię na właściwą drogę?
Dziewczyna spurpurowiała
i już miała bezczelnie odpyskować, lecz powściągnęła język,
bo wolała trafić do sali na czas.
- Prowadź - odparła
kompletnie zrezygnowana.
Wskazał jej schody i w
minutę doszli do odpowiedniej klasy.
Oprócz nich było
jeszcze kilka osób. Chłopak bez skrępowania wyciągnął gitarę i
zaczął grać. Michelle wytrzeszczyła oczy. Prędkość, z jaką
poruszały się jego palce, była niesamowita. Dziewczyna była tym
bardziej pod wrażeniem, że strunowe szarpane były jej piętą
achillesową.
Zapadła cisza. Piosenka
się skończyła.
- Jak się nazywasz? -
nieśmiało zagaiła Michelle.
- Jean-Baptiste Clémont.
A ty?
- Michelle Castain.
Jean-Baptiste kiwnął
głową.
- Możesz zagrać coś
Nirvany? - Michelle powoli nabierała śmiałości.
- Pewnie. - I już
zabrzmiały pierwsze akordy Smells like teen spirit.
Chłopak
tylko grał. Brakowało tu czegoś. Po krótkim namyśle Michelle
zaczęła śpiewać, nieświadoma tego, że wszyscy ją obserwują.
Pierwsze słowa zabrzmiały cicho, tak, że w ogóle nie dało się
zrozumieć, ale stopniowo dziewczyna rozkręcała się i śpiewała
coraz głośniej, lepiej i coraz ciekawszą barwą. Jean wbił wzrok
w gitarę. Chciał przynieść tę gitarę, żeby już pierwszego
dnia być w centrum zainteresowania, a ta cała Michelle Jakaśtam
przyćmiła go kompletnie. Nie dawał jednak po sobie poznać, że
jest wściekły, tylko słuchał. Jej głos powodował w nim różne
sprzeczne uczucia, ale trzeba było przyznać, że miała
fantastyczny warsztat i rzadko spotykaną barwę...
Michelle
zapomniała o całym świecie i całkowicie oddała się muzyce,
nawet wlała na stół. Nie obchodziło jej nic poza piosenką, którą
teraz śpiewała.
Nie
zauważyła nawet, kiedy zaśpiewała ostatnią nutę.
-
Jedź dalej... - poprosiła chłopaka. Widać było, że się
wkręciła. Chłopak spojrzał na zegarek i zauważył, że do
rozpoczęcia lekcji pozostały dwie minuty... ale w sumie...
Zaczął
grać Rape me.
Kiedy
Michelle zaczęła śpiewać, miał ochotę albo zacząć ją
rozbierać, albo wyjść z klasy. Wybrał plan C, czyli jeszcze
silniej zapatrzył się w gitarę.
Nie
usłyszeli dzwonka. Nikt nie zamierzał wyprowadzać ich z błędu,
bo wszyscy nieźle się bawili i wiedzieli, że jeśli będą coś
śpiewać, to mocny głos dziewczyny może ocalić im skórę.
I
właśnie w momencie, w którym Michelle po raz kolejny śpiewała
słowa: Rape me, do klasy weszła na oko
trzydziestokilkuletnia nauczycielka muzyki.
Na
szczęście nie znała angielskiego.
W tym
momencie Michelle zorientowała się, że stoi na stole i śpiewa.
Zaczerwieniona skoczyła na podłogę (w sali rozległo się donośne
tupnięcie – miała na sobie glany) i spuściła wzrok.
Nauczycielka
bez słowa usiadła do pianina i ruchem dłoni wskazała jej, że ma
podejść.
Michelle
skamieniała. Serce zaczęło jej szybciej bić i ręce zaczęły się
trząść. No proszę, nie ma to jak zwrócić na siebie uwagę w
pierwszy dzień nauki.
-
Śpiewasz coś ambitniejszego niż Nirvanę? - spytała nauczycielka.
Michelle już miała odpyskować, że Nirvana jest bardzo ambitna,
ale w porę się powstrzymała.
-
Chodzi pani bardziej o coś klasycznego? - kobieta skinęła głową.
- Panis Angelicus ujdzie?
Znów
skinięcie głową.
Michelle
odchrząknęła, bo nauczycielka zaczęła jej przygrywać. Chwilę
później z jej ust wydobył się sopran, którego nikt nie
spodziewałby się po dziewczynie, która przed chwilą śpiewała
Nirvanę. Jean-Baptiste uniósł brwi i wzruszył ramionami, choć
dziewczyna po raz kolejny zbiła go z tropu. Parę osób stało
zasłuchanych. Reszta po prostu była wdzięczna Michelle, że ta
odwleka moment, w którym oni będą musieli zaśpiewać.
Zabrzmiał
ostatni akord.
Isie
Voire zaczęła spontanicznie klaskać. Za nią w ślady poszła
reszta klasy 1D, lecz Jean wciąż siedział z naburmuszoną miną.
Błyskawicznie uknuł w głowie plan.
Ta
dziewczyna będzie jego.
***
Isabelle
Nuit powstrzymywała łzy. Tak okropnie spóźnić się na pierwszą
lekcję... Muzykę! Och... gdyby mogła cofnąć czas, to wstałaby
pół godziny wcześniej.
Chciała
zrobić dobre wrażenie na nauczycielce i nic. Spóźniła się jakiś
kwadrans.
Wreszcie
dopadła drzwi do sali i wślizgnęła się do niej niepostrzeżenie.
Wszyscy klaskali, więc nawet nie było jej słychać. Zastanawiała
się chwilę o co chodzi, ale jej wątpliwości rozwiała scenka,
którą zobaczyła. Michelle Castain stała przy pianinie a
nauczycielka spoglądała na nią z uznaniem. Isa miała ochotę
przewrócić oczami, tupnąć nogą, albo wyjść. Nie zrobiła
żadnej z tych rzeczy, tylko się uśmiechnęła.
O
dziwo, Michelle patrzyła prosto na nią i odwzajemniła uśmiech.
***
Michelle
była absolutnie zachwycona tą szkołą. Nauczyciele byli świetni,
potrafili uczyć z pasją i zainteresować przedmiotem.
Podczas
przerwy na lunch wyszły z Carmen, Isie, Dalie i Lucille na kawę do
Starbucks'a. Przy okazji obgadały ludzi z klasy, nauczycieli i
lekcje, które miały miejsce tego dnia.
Lucille
była bardzo zainteresowana działalnością muzyczną Michelle.
-
Robisz coś w tym kierunku? - spytała.
Michelle
się zaśmiała.
- Po
prostu śpiewam
Lucille
kiwnęła głową i temat zszedł na chłopców z klasy.
-
Nieźli są.
-
Nie.
- Coś
ty! Jest pełno fajnych fagasów! - i mogłyby się tak sprzeczać,
gdyby nie druga część lekcji.
O
czternastej była historia-geografia*. Michelle dosyć lubiła ten
przedmiot, jednak z największą niecierpliwością wyczekiwała
francuskiego, który miał być ostatni. Kolejne godziny niesamowicie
się dłużyły, lecz w końcu nadszedł oczekiwany francuski.
Nauczycielka
wyglądała jakby urwała się ze zlotu hipisów. Na głowie miała
chustkę, była cała poobwieszana paciorkami, sznureczkami i
rzemykami, a jej ubrania były wzorzyste i kolorowe.
-
Siądźcie.
Klasa
wykonała jej polecenie.
- No
dobrze. Zacznijmy od tego, że każdy z was wymieni na głos trzy
przymiotniki, które was opisują.
Zaczął
Miquel, który siedział w pierwszej ławce.
-
Nieśmiały, niecierpliwy, roztargniony.
Niecierpliwy i
roztargniony to może, ale na pewno nie nieśmiały – prychnęła
w duchu Michelle, przypominając sobie wczorajszy incydent.
Zamknęła
oczy i zaczęła w głowie układać tekst piosenki. Z zamyślenia
wyrwała ją Lea Versaire, jej sąsiadka z ławki. Szturchnęła ją
łokciem w bok i spojrzała znacząco na nauczycielkę.
Michelle
odchrząknęła i wyrecytowała:
-
Rozśpiewana, roześmiana i rozmarzona.
Nauczycielka
uśmiechnęła się i kazała kontynuuować kolejnym osobom. Michelle
zapadły w pamięć tylko dwie wypowiedzi – Isabelle (uśmiechnięta,
słoneczna, pozytywna) i Jeana (pomysłowy, ambitny, uparty).
Wkrótce
zabrzmiał dzwonek kończący lekcję.
Isabelle
zdecydowała się w jednej sekundzie.
Podeszła
do Michelle i zapytała:
-
Co teraz robisz?
-
Nic, chyba, że coś proponujesz?
Isabelle
uśmiechnęła się diabolicznie.
-
Proponuję małe zakupy.*we Francji uczniowie mają historię połączoną z geografią ;)
<3 miło
OdpowiedzUsuńa kolejny rozdział piękniejszy :)
Jak zwykle - wow :D
OdpowiedzUsuńnie wiem, jak skomentować :) jakoś sie nie mogłam skupić na czytaniu, ale to dlatego że Sylwester :) Wszystkiego naj w 2014 :D Przepraszam, że dopiero teraz komentuję :P
N10