środa, 11 grudnia 2013

Rozdział 5

Ten rozdział dedykuję Dominice za piękny rysunek, Zuzi za wsparcie, Ani za miłe słowo, Murzynkowi za to, co dla mnie robi i jak mnie pociesza, a Heli za to... że mnie kopie w dupę (z wzajemnością! :P)... Dziękuję Wam <3 !!!
Btw, chciałam przeprosić za długą nieobecność. Wybaczcie, nie mam czasu praktycznie na nic.

Michelle była zrozpaczona. Chodziła po tej głupiej szkole od jakiegoś kwadransa i wciąż nie potrafiła trafić do tej głupiej sali!
Muzyka... Muzyka... Nie mogła spóźnić się na pierwszą lekcję - i to swoją ulubioną!
- Hej! - rzuciła się do chłopaka, którego zapamiętała z wczorajszego rozpoczęcia roku. Miał przy sobie gitarę i był bardzo przystojny. Była pewna, że jest z jej klasy. - Przepraszam, czy możesz mi...
- Och... widzę, że ktoś się zgubił – chłopak wyszczerzył zęby w zniewalającym uśmiechu, który kompletnie zbił Michelle z tropu. - Może nawrócić cię na właściwą drogę?
Dziewczyna spurpurowiała i już miała bezczelnie odpyskować, lecz powściągnęła język, bo wolała trafić do sali na czas.
- Prowadź - odparła kompletnie zrezygnowana.
Wskazał jej schody i w minutę doszli do odpowiedniej klasy.
Oprócz nich było jeszcze kilka osób. Chłopak bez skrępowania wyciągnął gitarę i zaczął grać. Michelle wytrzeszczyła oczy. Prędkość, z jaką poruszały się jego palce, była niesamowita. Dziewczyna była tym bardziej pod wrażeniem, że strunowe szarpane były jej piętą achillesową.
Zapadła cisza. Piosenka się skończyła.
- Jak się nazywasz? - nieśmiało zagaiła Michelle.
- Jean-Baptiste Clémont. A ty?
- Michelle Castain.
Jean-Baptiste kiwnął głową.
- Możesz zagrać coś Nirvany? - Michelle powoli nabierała śmiałości.
- Pewnie. - I już zabrzmiały pierwsze akordy Smells like teen spirit.
Chłopak tylko grał. Brakowało tu czegoś. Po krótkim namyśle Michelle zaczęła śpiewać, nieświadoma tego, że wszyscy ją obserwują. Pierwsze słowa zabrzmiały cicho, tak, że w ogóle nie dało się zrozumieć, ale stopniowo dziewczyna rozkręcała się i śpiewała coraz głośniej, lepiej i coraz ciekawszą barwą. Jean wbił wzrok w gitarę. Chciał przynieść tę gitarę, żeby już pierwszego dnia być w centrum zainteresowania, a ta cała Michelle Jakaśtam przyćmiła go kompletnie. Nie dawał jednak po sobie poznać, że jest wściekły, tylko słuchał. Jej głos powodował w nim różne sprzeczne uczucia, ale trzeba było przyznać, że miała fantastyczny warsztat i rzadko spotykaną barwę...
Michelle zapomniała o całym świecie i całkowicie oddała się muzyce, nawet wlała na stół. Nie obchodziło jej nic poza piosenką, którą teraz śpiewała.
Nie zauważyła nawet, kiedy zaśpiewała ostatnią nutę.
- Jedź dalej... - poprosiła chłopaka. Widać było, że się wkręciła. Chłopak spojrzał na zegarek i zauważył, że do rozpoczęcia lekcji pozostały dwie minuty... ale w sumie...
Zaczął grać Rape me.
Kiedy Michelle zaczęła śpiewać, miał ochotę albo zacząć ją rozbierać, albo wyjść z klasy. Wybrał plan C, czyli jeszcze silniej zapatrzył się w gitarę.
Nie usłyszeli dzwonka. Nikt nie zamierzał wyprowadzać ich z błędu, bo wszyscy nieźle się bawili i wiedzieli, że jeśli będą coś śpiewać, to mocny głos dziewczyny może ocalić im skórę.
I właśnie w momencie, w którym Michelle po raz kolejny śpiewała słowa: Rape me, do klasy weszła na oko trzydziestokilkuletnia nauczycielka muzyki.
Na szczęście nie znała angielskiego.
W tym momencie Michelle zorientowała się, że stoi na stole i śpiewa. Zaczerwieniona skoczyła na podłogę (w sali rozległo się donośne tupnięcie – miała na sobie glany) i spuściła wzrok.
Nauczycielka bez słowa usiadła do pianina i ruchem dłoni wskazała jej, że ma podejść.
Michelle skamieniała. Serce zaczęło jej szybciej bić i ręce zaczęły się trząść. No proszę, nie ma to jak zwrócić na siebie uwagę w pierwszy dzień nauki.
- Śpiewasz coś ambitniejszego niż Nirvanę? - spytała nauczycielka. Michelle już miała odpyskować, że Nirvana jest bardzo ambitna, ale w porę się powstrzymała.
- Chodzi pani bardziej o coś klasycznego? - kobieta skinęła głową. - Panis Angelicus ujdzie?
Znów skinięcie głową.
Michelle odchrząknęła, bo nauczycielka zaczęła jej przygrywać. Chwilę później z jej ust wydobył się sopran, którego nikt nie spodziewałby się po dziewczynie, która przed chwilą śpiewała Nirvanę. Jean-Baptiste uniósł brwi i wzruszył ramionami, choć dziewczyna po raz kolejny zbiła go z tropu. Parę osób stało zasłuchanych. Reszta po prostu była wdzięczna Michelle, że ta odwleka moment, w którym oni będą musieli zaśpiewać.
Zabrzmiał ostatni akord.
Isie Voire zaczęła spontanicznie klaskać. Za nią w ślady poszła reszta klasy 1D, lecz Jean wciąż siedział z naburmuszoną miną. Błyskawicznie uknuł w głowie plan.
Ta dziewczyna będzie jego.

***
Isabelle Nuit powstrzymywała łzy. Tak okropnie spóźnić się na pierwszą lekcję... Muzykę! Och... gdyby mogła cofnąć czas, to wstałaby pół godziny wcześniej.
Chciała zrobić dobre wrażenie na nauczycielce i nic. Spóźniła się jakiś kwadrans.
Wreszcie dopadła drzwi do sali i wślizgnęła się do niej niepostrzeżenie. Wszyscy klaskali, więc nawet nie było jej słychać. Zastanawiała się chwilę o co chodzi, ale jej wątpliwości rozwiała scenka, którą zobaczyła. Michelle Castain stała przy pianinie a nauczycielka spoglądała na nią z uznaniem. Isa miała ochotę przewrócić oczami, tupnąć nogą, albo wyjść. Nie zrobiła żadnej z tych rzeczy, tylko się uśmiechnęła.
O dziwo, Michelle patrzyła prosto na nią i odwzajemniła uśmiech.

***

Michelle była absolutnie zachwycona tą szkołą. Nauczyciele byli świetni, potrafili uczyć z pasją i zainteresować przedmiotem.
Podczas przerwy na lunch wyszły z Carmen, Isie, Dalie i Lucille na kawę do Starbucks'a. Przy okazji obgadały ludzi z klasy, nauczycieli i lekcje, które miały miejsce tego dnia.
Lucille była bardzo zainteresowana działalnością muzyczną Michelle.
- Robisz coś w tym kierunku? - spytała.
Michelle się zaśmiała.
- Po prostu śpiewam
Lucille kiwnęła głową i temat zszedł na chłopców z klasy.
- Nieźli są.
- Nie.
- Coś ty! Jest pełno fajnych fagasów! - i mogłyby się tak sprzeczać, gdyby nie druga część lekcji.
O czternastej była historia-geografia*. Michelle dosyć lubiła ten przedmiot, jednak z największą niecierpliwością wyczekiwała francuskiego, który miał być ostatni. Kolejne godziny niesamowicie się dłużyły, lecz w końcu nadszedł oczekiwany francuski.
Nauczycielka wyglądała jakby urwała się ze zlotu hipisów. Na głowie miała chustkę, była cała poobwieszana paciorkami, sznureczkami i rzemykami, a jej ubrania były wzorzyste i kolorowe.
- Siądźcie.
Klasa wykonała jej polecenie.
- No dobrze. Zacznijmy od tego, że każdy z was wymieni na głos trzy przymiotniki, które was opisują.
Zaczął Miquel, który siedział w pierwszej ławce.
- Nieśmiały, niecierpliwy, roztargniony.
Niecierpliwy i roztargniony to może, ale na pewno nie nieśmiały – prychnęła w duchu Michelle, przypominając sobie wczorajszy incydent.
Zamknęła oczy i zaczęła w głowie układać tekst piosenki. Z zamyślenia wyrwała ją Lea Versaire, jej sąsiadka z ławki. Szturchnęła ją łokciem w bok i spojrzała znacząco na nauczycielkę.
Michelle odchrząknęła i wyrecytowała:
- Rozśpiewana, roześmiana i rozmarzona.
Nauczycielka uśmiechnęła się i kazała kontynuuować kolejnym osobom. Michelle zapadły w pamięć tylko dwie wypowiedzi – Isabelle (uśmiechnięta, słoneczna, pozytywna) i Jeana (pomysłowy, ambitny, uparty).
Wkrótce zabrzmiał dzwonek kończący lekcję.
Isabelle zdecydowała się w jednej sekundzie.
Podeszła do Michelle i zapytała:
- Co teraz robisz?
- Nic, chyba, że coś proponujesz?
Isabelle uśmiechnęła się diabolicznie.
- Proponuję małe zakupy.

*we Francji uczniowie mają historię połączoną z geografią ;)

2 komentarze:

  1. <3 miło
    a kolejny rozdział piękniejszy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle - wow :D
    nie wiem, jak skomentować :) jakoś sie nie mogłam skupić na czytaniu, ale to dlatego że Sylwester :) Wszystkiego naj w 2014 :D Przepraszam, że dopiero teraz komentuję :P
    N10

    OdpowiedzUsuń